Czy napisany blisko 200 lat temu dramat może zainteresować widza, dla którego środowiskiem naturalnym są smartfon i tablet? Okazuje się, że tak. Przekonali się o tym uczniowie naszego technikum, którzy 19 października wybrali się na wyreżyserowany przez Zbigniewa Walerysia spektakl teatralny pt. „Kordian”.
Chociaż tytułowy bohater sztuki Słowackiego nie dysponował gadżetami, które stanowią chleb powszedni dla dzisiejszej młodzieży, to musiał stawić czoło takim samym problemom i wyzwaniom jak ona. Przeżył zawód miłosny, dręczyło go poczucie bezradności, a jednocześnie elektryzowała myśl o tym, że w przyszłości dokona czegoś wielkiego. Dzisiaj młodzi ludzie, nawet jeśli się do tego nie przyznają, ulegają podobnym stanom, namiętnościom i fascynacjom. Co robić, gdy zdają się one brać górę nad zdrowym rozsądkiem? Gdzie szukać ratunku? Kordian, w nieco  uwspółcześnionej wersji dramatu wieszcza, którą z wypiekami na twarzy – na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze – oglądali nasi uczniowie, korzystał ze wsparcia specjalisty. I chyba dzięki temu, w przeciwieństwie do swojego literackiego pierwowzoru, zrezygnował z próby samobójczej.
Terapia, której poddał się bohater, uchroniła go również przed innymi tarapatami, jakich nie zdołał uniknąć pozostawiony sam sobie „książkowy” Kordian. Jaki stąd wniosek? Czasem pomoc kogoś, kto ma odpowiednie kwalifikacje, o ile zostanie udzielona w porę, może okazać się zbawienna dla
tych, którzy nie potrafią sobie poradzić z emocjami. Warto o tym pamiętać, niezależnie od tego, czy bliższe są nam nowinki, o których wspomniano na wstępie niniejszego artykułu, czy "epoka płaszcza i szpady", w której duchu chował się Kordian.

Krzysztof Kraszewski